-Och, przestań… Nic mi nie będzie! – wywróciłam oczami
widząc reakcję mojej starszej siostry na wieść o tym, że wychodzę. – Nawet nie
zauważą, że mnie nie ma. A jeśli zauważą to te paznokietki będą ostatnim co w
życiu zobaczysz. – pomachałam jej przed nosem świeżo wymalowanymi paznokciami.
-Grozisz mi
paznokciami wymalowanymi moim lakierem? O ironio. – Alex uniosła brwi
uśmiechając się kpiąco. – Ale poważnie, Jacky nie wychodź, proszę. Czuję, że
dzisiaj wpadniemy. – wyraz jej twarzy uległ diametralnej zmianie. Zaczęłam się
poważnie zastanawiać czy ryzykować i tym razem.
- Posłuchaj… - uklękłam przy niej, złapałam za rękę i spojrzałam
w jej ciemne oczy – Przecież nie robimy tego pierwszy raz… A to jedyne wyjście,
jeszcze jeden dzień i wszystko się wyda. Jesteś już strasznie zmięta, co im
powiesz gdy przy obiedzie zaczniesz się trząść jak przy ataku padaczki?
-Może najwyższa pora
powiedzieć wreszcie prawdę i przestać się ukrywać? – spuściła wzrok i zaczęła
bawić się żyłkami oplatającymi jej ręce. Przyjrzałam się dokładniej jej twarzy.
Kiedyś była piękna, teraz pod oczami miała ogromne cienie, które kontrastowały
z jej niezdrowo bladą skórą. Długie jasne włosy przestały lśnić i nie ładnie
zmatowiały a mały, zadarty nosek przestał być taki uroczy na jej wychudzonej
twarzy. – Mam dość tego wszystkiego. Dużo nad tym myślałam i doszłam do
wniosku, że już czas. Dokładniej mam dwa wyjścia. Powiedzieć im prawdę i się
leczyć albo zakończyć to całkowicie.
-Co masz na myśli
mówiąc, że „albo zakończyć to całkowicie”? – zmarszczyłam brwi obawiając się,
że usłyszę to najgorsze.
-No wiesz… - coraz
intensywniej bawiła się bransoletkami. Włosy całkowicie zasłoniły jej twarz. –
Po prostu brakuje mi już sił, własne ciało wymyka mi się spod kontroli, nie mam
nad nim w ogóle władzy. Nie mogę nawet biegać na wf jak inni, nie mogę jeść
mogę tylko brać to gówno. – zaczęła intensywnie mrugać.
-Nie, nie, nie, nie,
nie…. – zaczęłam gadać jak najęta – Powiemy im, poczekam jak się przygotujesz i
im o tym powiemy, oni są wspaniali, pomogą ci, załatwią jakiegoś terapeutę czy
kogoś innego od takich spraw i będziesz wszystko dobrze. Pójdziemy razem do
parku i będziemy biegać. Obiecuję Ci, będziemy biegać aż obie nie będziemy
miały siły się ruszyć. – pocałowałam ją w policzek i wstałam.
-To idź, coś wymyślę,
żeby odwrócić ich uwagę – Alex uśmiechnęła się i podniosła się powoli z łóżka.
Ruszyła w kierunku drzwi, ale po chwili zatrzymała się i spojrzała w moją
stronę. – Kocham Cię, wiesz?
-Wiem, ja ciebie też.
– uśmiechnęłam się i ruszyłam do okna. – Przyniosę ci dzisiaj ekstra działkę.
Związałam
włosy w wysoki kucyk i narzuciłam na siebie ulubioną bluzę w kratkę. Szybko
przejrzałam się w lustrze i otworzyłam okno balkonowe. Uśmiechnęłam się na
myśl, że byłam całkiem sprytną małolatą jeśli przewidziałam, że pokój z
balkonem może być przydatny. Przesunęłam krzesło bliżej poręczy i wyszłam na
nie, przeszłam za poręcz i spojrzałam w dół. Nie było wysoko, ale doskonale
zdawałam sobie sprawę, że jeden nie przemyślany ruch mógł źle się skończyć. Wciągnęłam
lodowate powietrze do płuc i skoczyłam w dół. Miękko wylądowałam i rozejrzałam
się dookoła sprawdzając czy żaden z ciekawskich sąsiadów tego nie widział i nie
doniesie o mojej ucieczce rodzicom.
Mieszkaliśmy
na Brooklynie. Ludzie nigdy tu nie spali. Ulice były tak samo pełne w nocy jak
i w samo południe. Musiałam przejść parę przecznic, żeby dojść do mojego celu.
Manhattan Club to najbardziej podrzędne i żałosne miejsce w całym mieście jeśli
nie w całym kraju. Wpuszczali tam każdego byle tylko zarobić, dlatego nikogo
nie dziwił widok napitych i naćpanych trzynastolatek w koszulkach z Hannah
tańczących niczym rasowe striptizerki. Codziennością były tu też wizyty
zdenerwowanych rodziców, bo ktoś naruszył niewinność ich uroczych córeczek.
Szczerze nienawidziłam tego miejsca, ale było to też jedynym, znanym mi, w
którym mogłam bez zbędnych pytań dostać to czego potrzebowałam. Do tego za
rozsądną cenę.
A czego
właściwie potrzebowałam? Moja siostra nie była zbyt wymagająca. Była zadowolona
w równym stopniu z tabletek przeciwbólowych jak i środków halucynogennych.
Jednak żadne z nich już jej nie wystarczało. W tej chwili jedynym czego
wydawało jej się, że potrzebuje jest tak zwana biała dama, ja nazywam to
Charlie a moja siostra woli prosto z mostu- kokaina.
Wbrew
pozorom to nie ja ją od niej uzależniłam. Sama w to weszła, właśnie w tym
śmierdzącym, odrażającym klubie. Dowiedziałam się o jej „małym” problemie
zaledwie parę miesięcy temu. Nie, nie usprawiedliwiam się, wiem, że jestem nawet
bardziej winna od niej pomagając jej
zdobywać to świństwo.
-Jacky! Dawno Cię tu
nie było! – ledwo przekroczyłam próg a mój policzek zaatakowały grubo
pomalowane czerwoną pomadką usta Cosette.
–Czyżby Alex miała dzisiaj chcicę? – Uniosła wysoko brwi i uśmiechnęła
się znacząco.
-Właściwie to teraz
zawsze ma chcicę, trudno już to ukrywać. – Uśmiechnęłam się na powitanie i
dyskretnie wytarłam rękawem policzek. –Nie wiesz czy On już tu jest?
-Ooo, pewnie, że
jest! I już dał odpłynąć tabunowi niewinnych smarkul.
-Całe szczęście, że
my, starsze pokolenie, jesteśmy tak odpowiedzialne.
-Bez złośliwości, ja
przynajmniej skończyłam to trzynaście lat zanim zaczęłam.
Zachichotałam
i poklepałam Cosette po ramieniu. Uwielbiałam ją. Praktycznie mieszkała w tym
klubie, nie wiedziałam co jest nie tak z jej rodziną, że wymieniła dom na tak
obskurny lokal, ale nigdy o to nie pytałam.
Podeszłyśmy
razem do baru i zamówiłyśmy po kieliszku. Ze zdziwieniem obserwowałam jak
Cosette, słodka blondynka z gęstymi lokami wypiła zawartość bez żadnego
grymasu. Nie była specjalnie wysoka, ale
nosiła niebotycznie wysokie obcasy. Do tego dodawała sobie lat mocnym
makijażem, gdybym jej nie znała zgadywałabym, że ma już około dwudziestu pięciu
lat.
-Okej, to idę
załatwić sprawę i spadam. – zeskoczyłam z wysokiego barowego krzesła i zaczęłam
grzebać w kieszeniach spodni w poszukiwaniu przygotowanych pieniędzy. –
Rozumiem, że dziś ty stawiasz? – puściłam jej oczko a ona pokazała mi język
wręczając barmanowi pięciodolarowy banknot.
Rozsunęłam
bluzę i ruszyłam w stronę toalet gdzie zwykle można było dokonać zakupu.
Minęłam wspomnianą przez Cosette grupę rozchichotanych i już kompletnie
pijanych małolat. W czasie rozmowy z przyjaciółką nabijałam się z niej, ale
teraz doszłam do wniosku, że jednak miałam trochę racji. Ja w ich wieku nie
wiedziałam nawet o istnieniu tego lokalu. Oczywiście brakowało mi do wzoru cnót
i to całkiem sporo mi brakowało, ale moja sytuacja była zupełnie inna. Nie
wymykałam się tu z własnej woli.
-Hej Jacky. –na
brzmienie tego głosu przystanęłam i szybko poprawiłam grzywkę. Żałowałam, że
nie śpieszyłam się bardziej, bo zapewne wyglądałam nie najlepiej. Miałam na
sobie dżinsy i starą bluzę.
-Cześć. – odwróciłam się i nawet zdobyłam się na uśmiech,
miałam nadzieję, że wyszedł mi chociaż odrobinę uwodzicielsko i uroczo.
-Co ty tutaj robisz? Raczej nie wyglądasz na osobę, która
szwenda się po takich miejscach. – Ethan stanął naprzeciw mnie i patrzył mi
prosto w oczy, zupełnie mnie przy tym paraliżując.
-Ty też na taką nie wyglądasz a jednak. Widać odezwała się w
nas niegrzeczna dziewczynka. – Mrugnęłam zdając sobie sprawę jakie głupoty
plotę. O Boże. Kompromitacja. Chcę poderwać jakiegoś chłopaka i zamiast byś
słodką i zabawną zaczynam swoje złośliwości. Ku mojemu zdziwieniu parsknął
śmiechem.
-Tak, bardzo niegrzeczna
ze mnie dziewczynka. – mrugnął do mnie porozumiewawczo. –Co cię tu sprowadza?
-Szukam czegoś. – nie mam pewności czy mogę mu zaufać do
tego stopnia aby pochwalić się, że trzymam w kieszeni około stu dolarów, które
najpewniej będą przeznaczone na narkotyki dla mojej siostry-ćpunki. Tak, urocza
historia, w sam raz na podryw. Już jest mój.
-Może mogę ci coś zaoferować? – uśmiechnął się a ja poczułam
jak nogi mi miękną.
-Śmiało. –zaczerwieniłam się. – Oferuj. -ku mojemu zdziwieniu wyciągnął z kieszeni
koszuli woreczek nieskazitelnie białego proszku. Czy naprawdę każdy chłopak w
tym mieście musi mieć jakiś związek z tym świństwem? Nie miałam jednak teraz
czasu na wściekanie się, Alex czeka. – Hmm… Czyste?
-Najczystsze. Sam
dziś rano wciągałem. – pięknie. Wywróciłam oczami.
-Biorę. Ile chcesz? –
znowu zaczęłam grzebać w dżinsach poszukując banknotów.
-Nie szukaj, dzisiaj
ci stawiam. Tak na udaną współpracę w przyszłości. – uśmiechnął się a w jego policzkach
pojawiły się słodkie dołeczki. Teraz kiedy wiedziałam czym się zajmuje wcale
nie wywarło na mnie to takiego wrażenia jak do tej pory.
-Dziękuję. – wzięłam
od niego woreczek i ruszyłam w stronę wyjścia –No to do zobaczenia w szkole.
-Taaa, do jutra. Może
uda nam się pogadać? – zabawne. Przestało mi zależeć, więc nagle on będzie za
mną chodził w szkole. Nie odpowiedziałam już na to pytanie, byłam wściekła. Na
siebie, na niego i na Alex. Przecież gdyby nie ona dalej tkwiłabym w błogiej
nieświadomości.
Wyszłam
na ulicę, zimno szybko przenikło cienką bluzę. Objęłam się rękami i ruszyłam
ulicą w stronę domu. Myślami byłam daleko stąd. Gdzieś w Europie. Może we
Francji, albo Włoszech? Tam na pewno żyje się lepiej, łatwiej. Nie ma
uzależnionej siostry i okrutnych rówieśników. Nie ma rutyny. Jest to wymarzone
życie, może nawet ten wymarzony chłopak. I ja byłabym inna gdybym mogła zacząć
od początku, nie byłabym stracona już na starcie ze względu na przeszłość.
Czyste konto, nowy, idealny świat.
Wtedy z
zamyślenia wyrwało mnie głośne wycie ambulansu. Podniosłam głowę zastanawiając
się, która ze starszych pań, moich sąsiadek wyląduje dzisiaj w szpitalu.
Przystanęłam. Karetka stała przed moim domem. Przed drzwiami stali rodzice.
Ojciec przytulał szlochającą mamę a dwójka młodych lekarzy pakowała nosze do
środka ambulansu.
-Nie! – wrzasnęłam,
bo nagle w oczy rzuciły mi się jasne włosy układające się falami na noszach –
Nie, proszę, nie! – Opadłam na kolana i zaczęłam histerycznie szlochać. Rodzice
już biegli w moją stronę. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno.
No to przedstawiam wam pierwszy rozdział :) Nie jest specjalnie porywający, ale jakoś trzeba zacząć, prawda? Postanowiłam, że kolejne części będą pojawiały się raz w tygodniu, w piątki, może później zdecyduję się dodawać je częściej. ;)